niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział siódmy: Nowa droga

Co to było?
Czyżby sen...
...omam...
....a może kolejne wspomnienie...?
To nie było ważne w tym momencie. Bo właśnie wtedy ujrzałem ukochaną twarz mojej mamy. Stała przy drzwiach gildii i smutnym wzrokiem przyglądała się jej członkom. Widziałem łzy w jej oczach, które w magiczny sposób znikły gdy zwróciła swój wzrok na mnie uśmiechając się tak jak tylko ona potrafiła.
Poczułem ból w sercu na widok tego uśmiechu. Zwłaszcza, że moja ukochana mama rozpłynęła się równie szybko co się pojawiła. Znowu zostałem sam.
Nie mogąc znieść tego wszystkiego wyszedłem z gildii nawet się nie odwracając. Szedłem bez siebie cały czas zastanawiając się czemu nikt jej nie pamięta? ONA PRZECIEŻ BYŁA TAM!!! Byłem tego pewien. Ona należała do tej gildii, czemu zatem nie chcą o niej mówić?
Co takiego wydarzyło się 19 lat temu?
Nie mogłem myśleć logicznie. Byłem cały wzburzony, całą tą sprawą i moim wybuchem. To znowu przypomniało mi o tym głosie w głowie. Co się do cholery dzieje?
Upadłem na kolana na jakiejś łące. Nie wiedziałem nawet jak się tam dostałem.
Cała ta sytuacja mnie przerastała. Co się ze mną dzieje? Co mam dalej robić?
Z tego wszystkiego łzy popłynęły mi po moich policzkach. Czułem wstyd, strach i... zniechęcenie. Chciałem odejść najdalej jak się dało od tego miasta, tej gildii i tych ludzi! Miałem ochotę również ich wszystkich zabić.
Te mieszane uczucia przeraziły mnie nie na żarty.
- Cholera.... cholera... cholera...- powtarzałem jak w amoku trzymając się za głowe i kołysząc się.
- Laxus powiedział, że jak nie zapłacisz za szkody to cię wyrzuci z gildii. Oczywiście zaraz po śmiertelnym pobiciu przeze mnie- usłyszałem za sobą jakiś głos. Odwróciłem się. Z początku nie mogłem pojąc jak to się stało, że czas tak szybko minął z południa do wieczora. Później sobie uświadomiłem, że najnormalniej w świecie zemdlałem...znowu. Spojrzałem na właściciela głosu i zobaczyłem ostatnią osobę jaką chciałbym w tym momencie spotkać... Julię.
- Co tutaj robisz?- spytałem ostro. Nie podobał mi się fakt, że ona widzi mnie w takim stanie. A sądzę, że wyglądałem co najmniej jak ktoś przejechany przez powóz.
- Laxus kazał mi ciebie znaleźć i ci przekazać tą informację. Swoją drogą nieźle narozrabiałeś- powiedziała Julia obojętnym tonem. Choć mi wydawało się, że usłyszałem w nim nutkę podziwu. Lecz w tym momencie mnie to nie interesowało. Miałem gdzieś to co mówił Laxsus i co mówiła ta dziwna dziewczyna. Dlatego też prychnąłem z pogardą i wstałem z ziemi i wymijając ją ruszyłem w stronę miasta, tak przynajmniej mi się wydawało- Hej!- usłyszałem za sobą głos, ale nie odwróciłem się- Hej! Ty głąbie!
Odwróciłem się nagle i zmierzyłem Julię nienawistnym spojrzeniem.
- Czyli tak mam się do ciebie zwracać?- spytała Julia mierząc mnie nie spokojnym spojrzeniem. Bała się mojej reakcji. Nic dziwnego po tym co zrobiłem w Gildii.
- Zamknij się! - ryknąłem- Po co tu jesteś?
- Nie pozwolę nikomu bezcześcić naszej gildii, a już bynajmniej nie pozwolę na to takiemu głąbowi jak ty- powiedziała z gniewem. Miałem już dość wszystkiego, chciałem dać jej nauczkę. Ale nie miałem już zapasów magii. Wszystko co zebrałem odkąd przyjaciel Lokiego zdjął mi obroże, poszło na ten bezsensowny atak w gildii. Nadal byłem słaby. Jedyne co mogłem to krzyczeć.
- Zamknij się ty dewotko- ryknąłem. W chwilę później leżałem na ziemi próbując złapać oddech. Spojrzałem na stojącą nade mną Julię. Była wściekła- Co uraziłem twoją nieskazitelną dumę? Czyżbym nadepnął ci na odci...- nie dokończyłem bo w tym momencie zostałem sfaulowany w najgorszy dla mężczyzny sposób.
- Coo? Boli?- spytała Julia odwracając się na pięcie i odchodząc. Odwróciła się tylko na chwilę- Wracaj do Gildii i przeproś wszystkich za to co się dzisiaj wydarzyło- po czym zniknęła mi z oczu. Leżałem jeszcze kilka chwil na zimnej ziemi. Myślałem o tym co powiedziała Julia oraz o tym, że miała rację. Muszę przeprosić za to co się stało.
Ale jutro dziasiaj byłem już wystarczająco zmęczony. Dlatego też po kilku godzinach błądzeniach przekroczyłem próg swojego pokoju z zamiarem pójścia spać i zapomnienia o wszystkim. Ale było ciemno i nie zauważyłem stojącej szafki uderzyłem w nią z niesamowitą siłą.
- Cholera!- krzyknąłem zapalając światło. Tak Yui była w moim pokoju. Zostawiła posiłek dla mnie i Hany, oraz kilka dodatkowych mebli. Jednym z nim była ta oto szafka nocna w którą uderzyłem. Nie czekając na nic odniosłem tą szafkę na swoje miejsce. Podczas przenoszenia z szafki wypadła jakaś kartkę. Podniosłem ją niezwłocznie. Była to fotografia. Cała gildia Fairy Tail razem z moją mamą...
Jak to? Pomyślałem. Przyjrzałem się dokładnie fotografii. Była tam Erza i Grey i kilka innych postaci, których jeszcze nie znałem. Wśród nich był również Natsu oraz... blond włosy mężczyzna... To musiał być Usui, którego znała moja mama. Był podobny do mnie...
Nie! Nie przybyłem tutaj, aby szukać ojca!
Ale z drugiej strony cel który sobie wyznaczyłem też nie miał sensu. Co chciałem uzyskać poszukując przyjaciół mojej mamy?
Chciałem...hmm... chciałem, aby wiedzieli. Aby poznali prawdę o jej życiu i śmierci... Prawdę, której nawet ja nie znałem. Jaką osobą była moja mama nim stała się niewolnicą? Dlaczego została nią? I czemu nikt jej nie uratował?
Na ostatnie pytanie znałem odpowiedź. Nikt o niej nie pamiętał. Dlaczego? Co takiego stało się 19 lat temu? Przypomniałem sobie wtedy pierwszy list mamy. Ona wspominała coś o tym.
Rzuciłem się szybko do szafki, gdzie trzymałem listy mojej mamy i wyciągnąłem ten, który ostatnio czytałem. Bez trudu odnalazłem właściwą linijkę tekstu:
"Tęsknie za tamtym życiem. Za przygodami, które mogłam jeszcze przeżyć. Za przyjaciółmi, którzy zostali w tyle. Marzę, aby ich wszystkich znów zobaczyć choćby na chwile, na kilka sekund. Ale to nie jest możliwe, mamo. Oni mnie już nie będą szukać. Zostałam sama.".
Czyżby mama wiedziała o tym co się działo tutaj w Magnolii? Ale co to było?
- Usui-chan- wymruczała Hana wyrywając mnie z rozmyślań. Zupełnie zapomniałem o niej. Była z pewnością głodna.
- Dobrze, Hano. Zaraz zjemy- wyszeptałem tylko.
Nazajutrz wróciłem do gildii. Nie było to proste, ale konieczne. Musiałem poznać prawdę o mojej mamie. Poznać prawdę dlaczego to wszystko się wydarzyło. Sądziłem, że Lucy Heartfillia, mag gildii Fairy Tail, chciałaby aby jej przyjaciele poznali prawdę...
Dlatego też najpokorniej jak umiałem przeprosiłem wszystkich członków gildii i obiecałem mistrzowi zapłacić za szkody przeze mnie wyrządzone. Ku memu zdziwieniu nikt nie miał do mnie żalu. Wręcz przeciwnie wszyscy gratulowali mi wspaniałej mocy! Tylko mistrz zachowywał rezerwę. Tak jakby zastanawiając się nad czymś głęboko. Ale nic nie powiedział, a ja nie miałem zamiaru pytać.
Postanowiłem na razie porzucić poszukiwania prawdy i poczekać na dalszy rozwój wydarzeń. Może coś kiedyś naprowadzi mnie na właściwą ścieżkę.
- Ty jesteś Usui?- spytał mnie jakiś chłopak. Od razu go rozpoznałem był on tym chłopakiem, który bił się z Julią w dniu, kiedy przybyłem do gildii.
- Tak- odparłem. Chłopak przyjrzał mi się uważnie i wyszczerzył zęby w szczerym uśmiechu. Odwzajemniłem ten uśmiech...
- Słuchaj, twoja magia jest boska! Z chęcią zobaczylibyśmy cię w naszej grupie! Mamy zamiar zrobić kolejną najsilniejszą grupę Fairy Tail! Taką jaką tworzyli dawniej wujek Natsu, wujek Gray i ciocia Erza. To była wspaniała trójka!
- Nie zapominaj, że był z nimi ktoś jeszcze- powiedziała Julia podchodząc do nas.
- Phi jakiś tam mag Gwiezdnej Energii- prychnął pogardliwie chłopak. Na co Julia wywróciła do góry oczami.
- Ten byle jakiś mag, pokonał ponoć wujka Natsu podczas Igrzysk Magicznych!- żachnęła się Julia.
- Nie wierzę w to! Jeśli by to była prawda, to czemu nie znamy imienia tego maga?
- Sam wujek Natsu o tym wspominał, oraz ciocia Yui! To musi być prawda!- powiedziała Gin, która również dołączyła do tej dyskusji.
- Yhm... wy jesteście...yyy...razem w drużynie?- spytałem nieśmiało. Na co chłopak uśmiechnął się szczerze.
- Tak! To jest Julia, córka Erzy i Jellalla, twarda babka z niej! Au!- dostał pięścią po głowie od Juli, która nie spojrzała na mnie ani razu odkąd dołączyła do grupy- Au! A to jest Gin córka Graya i Juvii, łączy magie wody i lodu. To istny geniusz!- pochwalił chłopak Gin na co ta się zarumieniła- A ja jestem Gale. Syn Smoczego Zabójcy, Gajeela i geniusza gildii Levi. Po ojcu mam moc a po mamie spryt- zawołał uradowany na co Julia prychła. Ale nic nie powiedziała.
- To jak, Usui? Dołączysz do nas?- spytała Gin nieśmiało, przez chwile wydawało mi się że w oczach Juli zobaczyłem błysk.. no nie wiem sam... nadziei? Nie rozumiałem tego. Ale też nie chciałem się w to zagłębiać. Nie za bardzo chciałem łączyć się w jakieś tam drużyny, jednak coś popchnęło mnie abym się zgodził. Dlatego też odezwałem się w ten sposób:
- Jestem Usui Heart. Mag posługujący się magią Elementów, syn....- tu zawahałem się przez moment jednak usta same ułożyły się w następujące słowo- niczyi...
```````
Ohayo jeszcze raz :D
Mamy i trzeci rozdział :D Za wszelkie błędy przepraszam, poprawiałam w gorączce ^^  Jak widać, teraz zaczniemy właściwą ścieżkę opowiadania. Smuci mnie jednak fakt, że to co w dalszej części opowiadania przedstawię będzie bardzo podobne do tego, co się dzieje aktualnie w filerach :"( wybaczcie, ten fakt, ale pomysł na tego typu opowiadanie miałam wcześniej...
No nic będzie co ma być :) Teraz rozdziały powinny być regularnie co tydzień w piątek:) myślę że do godziny 21 powinna się notka pojawiać :) Bo teraz już powoli ogarniam bestie braku czasu i motywacji no i pokonałam wrednego chochlika komputerowego ^^
No nie zanudzam już :)
Dobranoc i miłej lektury :*

Rozdział szósty: Wybuch

Noc miałem spokojna. Bezsenną. Ale rankiem, gdy się obudziłem zacząłem myśleć nad dalszym działaniem. Ktoś musiał znać moją mamę. Była tutaj. W tym mieście, w tym mieszkaniu i w tej gildii. Ale kogo mógłbym zapytać o to. Jedyna myśl jaka mi przyszła to była żona mistrza, wydawała się być mniej więcej w wieku mojej matki, na pewno ją znała. A przynajmniej o niej mogła słyszeć. Gorzej było jednak z moją próbą wypowiedzenia nazwiska matki. Nie mogłem go dokończyć. Nie wiedziałem co powoduję tą blokadę, ale coś musiało być nie tak w tym mieście, że takie rzeczy się działy.
Jednak postanowiłem spróbować szczęścia i spytać Mirę-san o moją matkę. Muszę od czegoś zacząć. Może te osoby z wizji pojawią się dzisiaj w gildii, wówczas będzie o wiele łatwiej dowiedzieć się prawdy. Zatem zaraz po przebudzeniu i względnym przyszykowaniu się do wyjścia (bez śniadania, bo nie było mnie jeszcze stać na jakikolwiek posiłek), ruszyłem razem z Haną do gildii.
Był wczesny poranek, dlatego te prócz Mirajen, która krzątała się po gospodzie, nikogo w gildii nie było. Zatem nie owijając w bawełnę ruszyłem w kierunku żony mistrza.
- O witaj, Usui! Dobrze się spało?- spytała Mirajane zaraz jak mnie zauważyła, w tym momencie zaschło mi w gardle. Od czego zaczęć?
- Tak, wyśmienicie- wybąkałem nieświadomie. Usiałem za barem na przeciwko Miry i przyglądałem się w milczeniu jak polerowała kufle.
- Chcesz coś zjeść? Pewnie nie masz pieniędzy, aby sobie coś kupić do jedzenia? Masz to na koszt firmy- powiedziała dając przygotowaną wcześniej jajecznice. Skąd ona ją wytrzasnęła nie miałem pojęcia. Ale mój żołądek nie mógł dłużej protestować, zatem razem z Haną podzieliliśmy sie tym smacznym śniadaniem. W między czasie do gildii zaczęli schodzić kolejni członkowie gildii. Wszedł mężczyzna w dosyć podeszły wieku który ostro ćmił fajką, obok niego starsza wersja dona Corleone (Macaoa czasami mi przypomina go xD przypisuję Ushio). Do gildii weszło jeszcze kilka mniej charakterystycznych osób oraz dziwny facet, który w najlepsze pochłaniał... żelazo! Obok niego szła niebiesko włosa kobieta trzymająca w dłoniach czarnego exceeda. Mężczyzna szybko skonsumowała swój "posiłek" po czym szpetnie beknął.
- Gajeel proszę cię!- syknęła mała niebiesko włosa kobieta.
- No co? W bekaniu jestem lepszy od Salamandra!!!- zawołał mężczyzna.
- Eh odkąd wyzwałeś Natsu na ten głupi pojedynek i wygrałeś ciągle to udowadniasz- odparła kobieta wywracając oczy do góry.
- Gihi- zaśmiał się mężczyzna o imieniu Gajeel.
Przyglądałem się wszystkim członkom gildii z nieukrytym zdziwieniem i podziwem. To tacy byli magowie Fairy Tail?
- Czuję... EJ NOWY!!!- zawołał głośno Gajeel pokazując palcem w moim kierunku. Aż podskoczyłem ze strachu, gdy usłyszałem ten głos. Spojrzałem na tego mężczyznę, który natychmiast podszedł do mnie wraz z towarzyszącą mu kobietą.
- T-tak?- spytałem nerwowo nie podobał mi się sposób w jaki ten osobnik na mnie spoglądała, ale nie posiadełem pełni swoich mocy, dlatego wolałem się nie wychylać. Póki co.
- Jak się nazywasz? Skąd jesteś?
- Nazywam się Usui Heart..., pochodzę z dalekich krain, przybyłem do Fiore około miesiąc temu... a od wczoraj jestem w gildii- wytłumaczyłem nerwowo.
- Heart, huh?- wymamrotał Gajeel- Po coś przybył do Fiore?- zapytał ostro. Zmierzyłem go podejrzliwym wzrokiem on uczynił to samo. Widać było, że nie pałał do mnie miłością, dlatego też postanowiłem nie być mu dłużnym.
- Gajeel,nie ładnie jest tak wypytywać innych członków gildii- skarciła go Mirajena. Na co mężczyzna tylko prychnął.
- No?! odpowiedz!- wykrzyknął Gajeel. Ale widząc, że nie mam zamiaru odszedł ode mnie wraz z kobietą, która wyszeptała tylko przepraszam i ruszyła za mężczyzną robiąc mu wymówki.
- Co za dziwny facet- powiedziałem w końcu, gdy ten był daleko od strefy w której mógłby nas słyszeć. Mirajane się cichutką zaśmiała.
- Jak każdy Smoczy Zabójca- odparła lekko. Spojrzałem na nią ze zdziwieniem.
- Smoczy Zabójca? ON?- spytałem może nazbyt głośno- To znaczy, to oni istnieją?
Mirajane znowu cichutko zachichotała.
- Owszem istnieją. W naszej gildii mamy trzech Smoczych Zabójców. Metalowy Zabójca Smoków, Gajeel, Powietrzny Zabójca Smoków Wendy i... Ognisty Zabójca Smoków, Natsu zwany również Salamandrem- powiedziała spokojnie Mirajane- W innych gildiach można spotkać jeszcze innych Smoczych zabójców.
- A czy to prawda, że byli wychowaniu\ przez smoki?- spytałem z ciekawością w głosie.
- Tak! Wychowywali się wśród smoków. Stad też ich magia- powiedziała- Czyli słyszałeś o Smoczych zabójcach? Tam skąd pochodzisz sa jacyś Zabójcy smoków?
- Nie. Tam skąd pochodzę magia jest zakazana- powiedziałem pokazując na miejsce gdzie była obroża- Mama mi opowiadała o Smoczych Zabójcach- zacząłem teraz albo nigdy- Pochodziła z Magnoli, sądzę, że należała do którejś z pobliskich gildii- powiedziałem
- Tak? A do jakiej? Jak się twoja mama nazywała? Jak wyglądała?- spytał Mirajane.
- Lucy Heart...- co jest z tą blokadą?- Była blondynką o brązowych włosach, była śliczna- powiedziałem mając przed oczami twarz mojej mamy.
- Lucy...- zaczęła Mirajena spojrzałem na nią i zobaczyłem jak jej twarz nagle przybierała różne uczucia od zamyślenia poprzez olśnienie zakończywszy na... zrezygnowaniu? - Nie znam żadne Lucy. Nie należała nigdy do naszej gildii- odparła Mira-san. Czułem, że coś było nie tak.
- Rozumiem. Powiedz mi, czy w tej gildii, był chłopak o różowych włosach z niebieskim exceedem, albo mężczyzna, który chodził nago? - spytałem z nadzieją w głosie.
- Tak. Różo włosy chłopak to jest właśnie Natsu nasz smoczy zabójca. A mężczyzna co chodzi nago to Gray lodowy mag, exceed natomiast to Happy- powiedziała przyjaźnie Mira. Widać, że ta burza uczuć odeszła w zapomnienie.
Czyli oni byli z tej gildii, może znają mamę.
- A gdzie mogę ich teraz spotkać?
- Hmm... Gray jest teraz na misji wraz z Erzaą. A Natsu...cóż on rzadko przychodzi do gildii. Cały czas wędruję po świecie. Sadzę, że to przez wyrzuty sumienia...- powiedziała cicho Mira
- Wyrzuty sumienia?- dopytałem
- Tak. No bo widzisz... Natsu i ja... yyy... byliśmy jakby rodziną. Był mężem mojej siostry Lisanny. Ale kilka lat temu ją zostawił. Moja siostra kiepsko to zniosła. Natsu natomiast... cóż przestał się pokazywać w gildii. Cały czas gdzieś wędruję... wybiera misje wieloletnie i wraca, kiedy tylko ma na to ochotę. Nie wiem co się między nimi stało...- powiedziała Mira zamyślonym głosem. Nie za bardzo mnie ta historia interesowała, ale z jakiegoś powodu  byłem zawiedziony, że nie spotkam tego smoczego zabójcy. Byłem strasznie ciekawy teo jakim magiem jest ten cały Natsu. Mama opowiadała wiele historii o smoczych zabójcach często też były to opowieści o ognistymi zabójcy smoków... jakim magiem jest Natsu? Może znał moją mamę, to by się w sumie mogło zgadzać. Gdyby jej nie znał to skąd taki mag w opowieści mamy? Ale musiałem czekać a tymczasem mogłem wykorzystać inne możliwości
- A kiedy Gray i Erza wrócą?- spytałem w końcu.
- Hmm, powinni wrócić już jutro....
W tym momencie do gildii weszła kobieta w zbroi i pól nagi mężczyzna z...niebiesko włosą kobietą ubraną w gruby płaszcz, która ze szałem w oczach tuliła się do niego. Obok tej dwójki stała... Gin. Uśmiechała się uroczo do lodowego maga, Greya. Po jakimś czasie widocznie poczuła moje zaciekawione spojrzenie,bo zaraz mnie również powitała tym uroczym uśmiechem.
- Grey! Erza! Witajcie w domu- zawołała Mira podchodząc do nich. Erza była taka jak Julia, obie były niesamowicie do siebie podobne. Od obu biła ta siła i zdecydowanie. Grey natomiast był wyraźnie zażenowany tym uczuciem jakim obdarzała go kobieta uwieszona na jego ramieniu. Jednak czule uśmiechał się zarówno do niej jak i do Gin. Musieli być zatem rodziną.
- Juvia tak bardzo się cieszy, że widzi kochanego męża - powiedziała kobieta.
- Witaj w domu, ojcze- powiedziała Gin.
- Siadajcie zaraz wam podam coś do picia- powiedziała Mira podchodząc do baru. Erza i Grey usiedli przy wolnym stoliku razem z Gin i kobietą o imieniu Juvia. Postanowiłem skorzystać z okazji i zagadać tą dwójkę o moją mamę. Ale kiedy już stałem przy ich stoliku czekając aż mnie zauważą straciłem całą poprzednią odwagę, co jeśli oni nie znają mojej mamy? Ale wspomnienie... cóż, mogło być tylko iluzją.
- Usui!- usłyszałem głos Gin. Spojrzałem na nią siedziała miedzy rodzicami i się mi przyglądała tak samo jak i resztą towarzystwa siedzącego przy tym stoliku.
- Eee... w-witam...- wydukałem jak kretyn. Na co Gin się cichutko zaśmiała.
- Mamo, tato to jest Usui. Wczoraj dołączył do Gildii. Usui to moi rodzice a to ciocia Erza- powiedziała przedstawiając mi po kolei wszystkich.
- Miło mi was poznać. Wiele słyszałem o was- skłamałem.
- Tak, tak jesteśmy dosyć sławni- zaśmiał się Gray. Erza natomiast bacznie się mi przyglądała niczym lew szykujący się na gazele.
- Skąd pochodzisz- spytał po chwili lodowy mag.
- Z dalekich krain. Przybyłem do Fiore niedawno...
- Czyli cudzoziemiec. No, no- powiedział Gray wskazując miejsce naprzeciwko niego i obok Erzy. Usiadłem z chęcią- Co cię sprowadza do Fiore? Czyżby chęć wstąpienia do najlepszej gildii?- w tym momencie przyszła Mira z kuflami piwa dla każdego i kawałkiem cista truskawkowego dla Erzy.
- Tak. Choć nie tylko- przyznałem wszyscy na mnie spojrzeli wyczekująco- Szukam kogoś kto wiele lat temu mieszkał tutaj w Magnoli- zacząłem.
- Tutaj? Hmm może uda nam się tą osobę znaleźć. Znamy prawie wszystkich mieszkańców tego miasta, mów dalej. Kim jest ta osoba- powiedział Gray upijają spory łyk piwa.
- Była magiem.
- Magiem?- spytała Erza to był pierwszy raz jak się odezwała od momentu powrotu do Gildii.
- Tak, magiem. Należała do jakiejś gildii magów, ale nie znam nazwy tej gildii.
- Jak wyglądała?
- Była blondynką. Miała duże brązowe oczy i była zawsze uśmiechnięta. Nazywała się Lucy Heart...
W tym momencie wszyscy jakby wstrzymali oddech a ich oczy nagle stały się nieobecne. Tak jakby każdy był posągiem. Co jest grane?
- Znaliście może ją?
- Nie... nie znamy żadnej Lucy....- zaczął nagle Gray z wyraźnym gniewem w głosie.
- Ale...
- Nigdy nie pytaj nas o to- zawtórowała mu Erza wstając ze stoła w ręku trzymając widelczyk do ciasta i celując nim we mnie.
- Tato... Mamo... - zaczęła Gon nie rozumiejąc niczego. Juvia również zachowała się dziwacznie nagle stała się wodą i próbowała mnie zaatakować zrobiłem na szczęście unik.
- Powiedzcie mi w końcu co jest grane!!!!- krzyknąłem w gniewie. Nie rozumiałem nic z tego co się działo w tej chwili jak to jest możliwe, że tak nagle wszyscy zaczęli mnie atakować. Ogarnął mnie gniew straszny gniew taki jakiego nie znałem nigdy. Unikałem ataków Greya i Erzy nikt z gildii nie zareagował. Gin próbowała przemówić rodzicom do rozumu ale bezskutecznie. Coś było nie tak i to bardzo...
Oni ją znali... ale zapomnieli.... usłyszałem w głowie dziwny głos.... zapomnieli o tobie i o niej... porzucili swoją towarzyszkę.... a ona tak długo na nich czekała... porzucili... porzucili.... PORZUCILI!!!!
- DOŚĆ!!!- krzyknąłem ale było już za późno. Przez moje ciała przebiegła magia. Zupełnie nie kontrolowany przeze mnie wybuch magii wstrząsnął gildią niszcząc stoły i  krzesła oraz rozrzucając magów po ścianach. Zupełnie jak szmaciane lalki. Kiedy zobaczyłem to co zrobiłem nie na żarty przeraziłem się. Prawie wszytko było zniszczone i prawie każdy leżał pod ścianą nie przytomny, może nawet nie żywy. Nie wiedziałem tego... to wszystko było niesamowite... tak bardzo przerażające. Poczułem nag\pływ paniki rozejrzałem się po gildii dysząc ciężko... aż natrafiłem na oczy Gin która leżała przygnieciona ciałem rodziców i przyglądała się mi nic nie rozumiejąc.
Uciekłem nie chciałem widzieć tego spojrzenia dłużej. Lecz kiedy ruszyłem do drzwi... zobaczyłem błysk brązowych oczu pełnych miłości. To były oczy mojej mamy, która stała w drzwiach gildii czule się do mnie uśmiechając...
`````
Drugi ^^

Rozdział piąty: Przyjacielska wizyta

- Ostatnio stanowczo za często mdleję- wyszeptałem zaraz po przebudzeniu. Przyglądając się zegarowi wiszącemu na ścianie stwierdziłem, że "sen" zajął mi, co najmniej cztery godziny. Zakląłem pod nosem na tą informację. Rozejrzałem się po pokoju jeszcze raz tym razem uważniej. Było tak jak myślałem. Wizja, którą miałem nie pojawiła się ponownie, a sam pokój nagle wydał się niezwykle pusty jakby prócz mnie i... Przyglądającej się mnie ze strachem Hany. Nikogo nie było.
- Usui-chan! Żyjesz!!!- Zapiszczała z radości mała exceedka przytulając się do mojej piersi. Odwzajemniłem ten uścisk głaskając ją dodatkowo po małej główce. Musiała się bardzo martwić, gdy zemdlałem.
Nie mogłem jednak skupić się bardziej na płaczącej w moich ramionach, exceedce. Za bardzo mnie irytował ten pokój i ta wizja. Czym ona była? Rozglądałem się po pokoju badając każdy szczegół z osobna. Ale nic nie wskazywało na to, że wizja miała się powtórzyć.
- Usui!- Zapiszczała Hana.
- Tak Hano?- Spytałem cichutko. Nie odrywając wzroku z mebli.
- To był sen?- Spytała. Dopiero wtedy spojrzałem na nią. W moich oczach musiało malować się niedowierzanie, czyżby Hana również...?
- Co masz na myśli?!- Zawołałem może zbyt głośno, bo Hana aż skuliła się w sobie na dźwięk mojego głosu.
- Bo... Ja... Widziałam...
- Co? Co widziałaś?
- D...Duch-y. Tutaj, były duchy, prawda?- Spytała z lękiem w głosie. Czyli ona również to widziała. Nie oszalałem.
- Nie wiem, Hano. To wszystko... Sądzę, że to są wspomnienia.
- Wspomnienia?- Spytała spoglądając na mnie swoimi wielkimi oczkami- Czyje?
- Widocznie mojej mamy. Sądzę, że tutaj mieszkała. Ta gildia... Mogłabyś tą, w której pracowała- powiedziałem cały czas się zastanawiając co się dzieje. Czyżby to nie był przypadek, że tu wylądowałem? Spotkanie z Lokim mogło wyglądać przypadkowo, ale coś w nim było takiego, że sądziłem iż ta cała sytuacja nie musiała wyglądać jak przypadek. Co było nie tak z tym gościem?
Cała sytuacja z tym miastem była mocno szurnięta. A ta gildia... Nie sądziłem, że mogą być aż tak... No nie umiem ich nawet nazwać. Kim oni są do diabła?
Mój mistrz... On nie był taki. Był poważny i surowy. Często powtarzał mi, że tacy powinni być magowie. Ponieważ jesteśmy wyżej usytuowani od ludzi bez magii. My potrafimy zmieniać rzeczywistość i kształtować ją tak, aby TYLKO NAM ona odpowiadała. Tak zawsze mówił.
I to w jego przypadku była prawda. Wielokrotnie byłem świadkiem jego władzy. Wizję tych wszystkich ludzi, którzy odważyli się mu sprzeciwić do końca życia będą mi się śniły. Do dziś słyszę te przerażające krzyki za każdym razem, gdy jestem sam. Mój pan był potężny, ale zawsze powtarzał mi, że ja będę od niego jeszcze bardziej potężniejszy. Gdy byłem młodszy pochlebiało mi to, ale później... To co działo się później uświadomiło mi, że każde miłe słówko mojego mistrza skierowane dla mnie kryje za sobą szereg nieprzyjemności. Nic dziwnego byłem niewolnikiem, całkowicie podległym swojemu panu. I choć uciekłem to nadal czuję tą obrożę, która się zaciska na moim karku z nadzieją, że któregoś dnia mi go złamie...
Chciałaś mojej wolności, mamo. Oto i ona. Siedzę po środku pokoju, w którym żyłaś, jestem wśród ludzi, których kochałaś. I zastanawiam się, czemu tak wiele to miejsce dla ciebie znaczyło. Co było tutaj lepsze?
Nie czułem tej subtelnej różnicy między niewolą a wolnością.
Z rozmyślań jednak wytrąciło mnie ciche pukanie. Odwróciłem się ze strachem do drzwi bojąc się, że to mój pan po mnie przyszedł. Później zdałem sobie sprawę, że on raczej by nie pukał. Nigdy przynajmniej tego nie robił...
- T-tak?- Wyszeptałem wstając z podłogi gotowy na niespodziewany atak wroga. Czułem jak Hana ukrywa się za moją nogą.
- To ja, Yui. Przyniosłam ci obiad- usłyszałem przytłumiony głos za drzwiami. Obiad? A no tak, była już pora obiadowa. A ja i Hana od bardzo dawna nie mieliśmy nic dobrego w żołądkach. I gdy tylko sobie o tym przypomniałem usłyszałem podwójny dźwięk burczącego brzucha. Szybko zatem podszedłem do drzwi i je otworzyłem. Dość długo czekałem, aż Yui wejdzie do środka. Nie za bardzo wiedziałem, czemu tak długo zwlekała. Podniosłem nieśmiało wzrok na nią. Zobaczyłem zdziwienie pomieszane z rozbawieniem wypisane na jej twarzy. Zmarszczyłem brwi nie bardzo wiedząc, co począć dalej. Ale Yui mnie wyręczyła.
- Yyy... Usui, wiesz... Nie musisz klęczeć przed gościem- powiedziała z nutka rozbawienia w głosie. Zakląłem w duchu. A więc oto chodziło... Szybko się jednak wyprostowałem poprawiając wygięte ubranie i czując jak moją twarz powoli pochłania szkarłatny kolor.
- Wybacz... Tam skąd pochodzę, są takie zwyczaje...- Zacząłem tłumaczyć, ale nie za bardzo wiedziałem co mam jeszcze powiedzieć. Nie chciałem zbyt wiele o sobie zdradzać.
- Zwyczaje...- Powiedziała Yui, wchodząc do pokoju w rękach trzymając gorący garnek- Tak więc zwyczajem w naszym świecie jest witanie nowych lokatorów ciepłym posiłkiem. Przyniosła curry- powiedziała podnosząc lekko garnek i się uśmiechając. PO czym bez słowa ruszyła w kierunku kuchni.
- Wybacz... Nie miałem czasu...
- Nie przejmuj się, znam ten pokój bardzo dobrze i wiem gdzie co jest w nim- powiedziała Yui wyciągając talerze z szafki i nakładając ryż i curry na talerze- Widzę, że masz exceeda. Jak masz na imię?- Spytała szykując trzeci talerz z mniejszą ilością potrawy.
- Hana- wyszczebiotała wdzięcznie Hana.
Usiedliśmy przy stole w kuchni czekając aż Yui skończy przygotowania do obiadu.
- Słodko- powiedziała kobieta kładąc nam parujący jeszcze posiłek przed nami i zasiadając na krześle naprzeciwko nas. Razem z Haną przyjrzeliśmy się posiłkowi z niemym podziwem po czym szybko zabraliśmy się za jego jedzenie. Yui przez cały czas przyglądała się nam badawczym wzrokiem dzióbiąc przy okazji swoja porcję. Musieliśmy dla niej wyglądać jak banda prymitywów. Ale ona nic nie powiedziała na temat naszych "manier". W końcu, gdy już ostatni kęs został pochłonięty przez nas spojrzałem na kobietę.
- dziękujemy za ten miły poczęstunek!- Zawołałem
- dziękuję!- Wtórowała mi Hana. Yui uśmiechnęła się promiennie.
- No a teraz, skoro już pojedliście. Może mi opowiecie coś o sobie- powiedziała Yui cały czas się uśmiechając- Nic praktycznie o was nie wiem. A chciałabym znać moich nowych lokatorów tak dobrze jak tych starych.
Tego się właśnie obawiałem. Ale nie dałem po sobie poznać jak bardzo mi tego typu pytania są nie na rękę. Zamiast tego zadałem najrozsądniejsze pytanie na jakie w danej sytuacji było mnie stać.
- A co dokładnie cię interesuję, Yui-san?
- Skąd pochodzicie, oczywiście.
- To... Daleka kraina. Mało znana. Najważniejsze, że jesteśmy tutaj w Magnolii- uśmiechnąłem się krzywo. Widziałem w jej oczach, że ja ta odpowiedź nie satysfakcjonowała. Ale ciężko było się przyznać do takiej przeszłości.
- No dobra. To opowiedz mi o swoich rodzicach. Skoro pochodzicie z tak dalekich rejonów, to zapewne się o was martwią- powiedziała. W tym momencie moje serce chwycił niespodziewany skurcz. Rodzice...
- Co jest?- Spytała Yui. Widocznie moje uczucia były dla niej widoczne.
- Nie, nic. Po prostu... Nie mamy rodziców- powiedziałem sucho- Rodzice Hany zmarli na krótko przed jej wykluciem, a... Moja mama umarła kilka lat temu- dodałem.
- Przykro mi. Musi ci być ciężko...
- Nie. Po prostu nigdy nikt mnie o to nie pytał.
- Rozumiem. To może opowiedz mi o niej. Była magiem?- Spytała delikatnym tonem.
- Tak była. Ale nigdy nie widziałem jej używającej magii. Opowiadała mi jednak o swojej magii i gildii...
- O należała do jakiejś gildii? Jakiej?
- Tego nie wiem. Nie zdradziła nigdy nazwy tej gildii. Nie wiele zresztą mówiła o swoim życiu. Wiem jednak, że pochodzi stąd z Fiore- powiedziałem. Chciałem jej powiedzieć o swoim odkryciu, ale nie mogłem. Jakoś nie za bardzo ufałem tej kobiecie.
- A twój ojciec? - Dopytywała- Pochodził z tych "dalekich krain"?
- Nie. On również pochodził z Fiore. Ale nigdy go nie poznałem.
- Rozumiem. Czyli przybyłeś do Fiore w poszukiwaniu swojego ojca?- Spytała. Poczułem narastający gniew.
- NIE!!! Nie interesuję mnie ten ćwok, który miał czelność być mężem mojej matki- zawołałem głośno, może zbyt głośno. Ale mnie to w danej chwili nie interesowało. Musiałem wyrzucić ten żal i jad z mojej duszy, który sączyłem przez tak długi czas. Nienawiść do mężczyzny, który miał okazje obronić matkę, a jednak zawiódł...
- Porzucił twoją matkę?
- Skazał ją na coś znacznie gorszego niż samotność. Nie obronił jej!!! To największa zbrodnia jaką mężczyzna może wyczynić kobiecie. Nie obronić jej, gdy ona tego najbardziej potrzebowała! Moja matka... Ona nie mówiła o nim. Ale ja widziałem jej łzy, gdy o nim wspominała. Ona cały czas miała nadzieje, że on się zjawi. Widziałem to. Byłem dzieckiem, ale to doskonale rozumiałem. Oboje na niego czekaliśmy. Aż do dnia... W którym mama umarła. Wtedy przestałem na niego wyglądać- wyrzuciłem to z siebie. Poczułem chwilową ulgę, ale po chwili jednak poczułem narastający wstyd za mój nagły wybuch. Nawet nie zauważyłem jak Hana zasnęła.
- Nie wiem co przeżyłeś. Ale patrząc na ciebie widzę ten sam strach i samotność jaką nosi w sercu mój ojciec. Być może on jeden byłby w stanie pocieszyć cię i powiedzieć, żebyś przestał patrzeć w mrok- spojrzałem na nią nie za bardzo rozumiejąc o czym ona do mnie mówi- Nienawidzisz ojca, którego nie znasz. Nie wiesz co się wydarzyło w przeszłości, że nie mógł być obok was. Ani nie wiesz, czy cierpiał tak samo jak wy. Twoja mama wspominała coś więcej o twoim ojcu?
- Nie, ale...
- No widzisz. Nie możesz obwiniać kogoś za coś czego nie mógł przewidzieć.

Nie chciałem się z nią kłócić o to, dlatego spasowałem. Siedzieliśmy jeszcze pół godziny nim Yui poszła do siebie, zapraszając mnie i Hanę na obiad następnego dnia. Nie zastanawiałem się ani przez chwilę nad słowami tej kobiety, nie interesowało mnie to. Ja nienawidziłem swojego ojca. I nic tego nie zmieni.
``````````````````````````
Ohayo!
Jeden z trzech rozdziałów przygotowanych dla Was w ramach rekompensaty za ten czas, co mnie nie było <technologia dobija> . 

piątek, 17 października 2014

Informacja numer 2



Ohayo :)

Tak... znacie kogoś, kogo elektronika żywcem nienawidzi? :D jeśli nie to Witam ^^ brak rozdziałów jest właśnie podyktowany tym, że mnie sprzęt nienawidzi ;/ Lapek mi nawalił, stacja nie ogarnia bazy. Jedynie telefon jako tako mnie kocha, ale się wiesza :D Nie bójcie się nie zawiesiłam działalność bloga, ale ze względu na mojego pecha, mam obsuwę. Myślę, że może nie będzie to aż taka tragiczna obsuwa, ale jednak obsuwa. Mam w planach wydać wszystkie trzy zaległe rozdziały przed nowym tygodniem, by móc później w spokoju realizować plan minimum, czyli 1 rozdział na tydzień, ale... jeśli sprzęt mnie nagle nie pokocha to i ten plan pójdzie się...

Inna sprawa, pragnę gorąco powitać nową czytelniczkę MiMi4444 :) Witam na moim blogu i cieszę, że ci się on podoba oraz przepraszam za mój brak talentu :)

amymone13 mam nadzieje, że jeszcze mnie nie porzuciłaś :( ale ja naprawdę muszę chyba odprawić jakieś egzorcyzmy na samej sobie, bo to co mój sprzęt ze mną robi to jest tragedia :(

Może w ramach oczekiwań na nowy rozdział napiszecie czego się spodziewacie po dalszej części powieści, jakie są wasze oczekiwania. Nie obiecuję, że je wszystkie spełnię(wiadomo fabuła nie może się zmieniać za każdym razem), ale być może będę mogła choć w części Was jeszcze bardziej zadowolić :) 

Poza tym, cóż za kilka miesięcy będą święta, więc jeśli byście chcieli jakieś specjale to lepiej, abym wcześniej o tym wiedziała to będzie więcej czasu aby wam coś specjalnego zrobić :) (TAK wiem, że święta są w grudniu, ale ja uwielbiam szykować prezenty odpowiednio wcześnie :D ) 
No nic. Spadam, bo mnie zaraz koleżanka wyciepie z chaty :D Tak więc piszcie komentarze a ja będę walczyć z komputerem, może uratuję jeszcze lapka :D
Trzymajcie się cieplutko i wyczekujcie nowych rozdziałów :) 
Dobranoc :*

poniedziałek, 6 października 2014

Rozdział czwarty: Wspomnienia

- Witaj w gildii Fairy Tail...
Usłyszałem tylko nim dostałem w twarz czymś niebieskim i niesamowicie mięciutkim. Kiedy obudziłem sie na tyle by zorientować się, czym dostałem to wówczas zauważyłem kolejny nadlatujący obiekt w moim kierunku. Była to patelnia, przed która zręcznie zrobiłem unik nim ta dosięgła mojej twarzy. Kiedy naczynie uderzyło w drzwi za nami usłyszałem krzyki i odgłosy walki. A kiedy spojrzałem na źródło owego rozgardiaszu zobaczyłem jeden wielki kurz unoszący się nad ziemią i masę twarzy, pięści i Bogowie jedni wiedza, czego jeszcze. Całe gildia po prostu była w środku walki.
- Eee, o co tutaj chodzi?- Spytałem niebiesko włosa dziewczynę jednocześnie cały czas patrząc na wałczących magów z obawy, że dostanę po raz kolejny czymś w twarz. Dziewczyna zobaczyła widocznie moja minę, bo się leciutko zaśmiała.
- To pewnie Julia i Gale się kłócą- odpowiedziała niewinnym głosikiem cały czas się uśmiechając.
- Carol! Nic ci nie jest? - Usłyszałem zatroskany głos z mojej lewej strony, gdy odwróciłem wzrok zobaczyłem białego exceeda lecącego w moją stronę. Dopiero wtedy spojrzałem na niebieskie miękkie "coś”, co mnie na dzień dobry powitało solidnym ciosem. Był to młody exceed.
- Carla, nic mu nie będzie- powiedziała moja niebiesko włosa towarzyszka.
- Gin, co ty tutaj robisz? Miałaś być na misji, co znowu się zgubiłaś?- Spytała biała kotka. Gin, dziewczyna, która mnie przyprowadziła do Gildii zaczęła się nerwowo śmiać i pocierać tył głowy- A ten to, kto?- Spytała kotka przyglądając się mi i siłą wyrywając mi z rąk exceeda. Gin wzruszyła ramionami.
- Kręcił się koło gildii, więc go zabrałam do środka- odpowiedziała lekkim tonem- A tak w ogóle. Nie przedstawiliśmy się sobie- powiedziała tak jakby dopiero teraz sobie to uświadomiła.
- A wybacz... Jestem...
- A o co w ogóle poszła ta bójka? (Zignorowała mnie -_-) - spytała Gin.
-Gale znowu próbował poprosić Julię o chodzenie. Wiesz jak ona źle znosi facetów- powiedziała Carla, w chwilę później usłyszałem przeraźliwy krzyk, nienależący do żadnej ludzkiej istoty:
- JA NIENAWIDZĘ FACETÓW!!!- Głośność tego wyznania była tak wysoka, że nie miałem żadnych złudzeń, że słyszeli to wszyscy na kontynencie. Nie mogłem jednak zobaczyć źródła tego krzyku, ponieważ nadal kurz unoszący się na walczącymi nie opadł.
- Taa...- Skomentowała to Gin.
- Erza może być z niej dumna, wykapana mamusia. Oczywiście, jeśli chodzi o walkę- dopowiedziała Carla.
-, Ale jest też bardzo ładna. Ach, jak ja bym chciała mieć takie powodzenie jak ona- westchnęła ciężko Gin. Całkowicie mi nie przeszkadzało to, że mnie zignorowały, ale jednak przysłuchując się im miałam wrażenie, że rozmawiają o kimś mi dobrze znanym. Erza. Gdzieś słyszałem jej imię...
Ale w momencie, gdy szukałem w pamięci wspomnień zobaczyłem coś innego, coś, co zupełnie wytrąciło mnie z równowagi. Otóż pył i kurz opadł i zobaczyłem czerwono włosom demonicę, która mocno trzymała jakiegoś zapłakanego chłopaka i lała go ile wlezie. Dookoła nich było kilka innych osób korzystających z okazji do bicia. Ale tylko ona przykuła moją uwagę. Szczególnie jej oczy pełne nienawiści i gniewu. Była demonem w czystej postaci, a jednocześnie widziałem w niej piękno, jakiego nie zignorowałby żaden mężczyzna. Choć muszę się przyznać, bałem się jej.
- I tak będziesz MOJA- zawołał Gale po kolejny ciosie. To był błąd, ponieważ Julia, kiedy usłyszała te słowa wpadła w prawdziwy szał. Widziałem, co miało za chwile się stanąć czułem jak się zbiera wokół niej magia. Ale w momencie, gdy miała rzucić jakiś czar zobaczyłem łuk błyskawicy, który przebiegł poklei po walczących ze sobą magach. Błyskawica dotknęła wszystkich w tym nawet Julię.
- No i mistrz się w końcu obudził- powiedziała Carla kąśliwym głosem. Ja natomiast natychmiast zacząłem się rozglądać za magiem, który potrafił wyczarować tak potężny piorun, że trzynaście walczących ze sobą osób poraził tak, że wyglądali jak przypalone frytki. Nie było trudno odnaleźć mistrza. Stał u szczytu schodów z założonymi rękoma i rzucał gromkie spojrzenie na leżących magów. Był niesamowity wysoki i umięśniony z płaszczem zarzuconym na ramionach. Obok niego stała białowłosa uśmiechnięta kobieta w różowej sukience, która trzymała w dłoni tace. Oboje byli w średnim wieku.
- CO TO MA BYĆ?- Spytał głośno mistrz- JAK MOŻECIE TAK ROZWALAĆ BUDYNEK NASZEJ GILDII?! ZARAZ MI TU BRAĆ SIĘ ZA MOPY, SZCZENIAKI I DO WIECZORA MA BYĆ TU BŁYSK!!!
Gromadka młodocianych magów wstała z ociąganiem się o zaczęła sprzątać, ale Julia nie miała takich planów. Od razu, gdy wstała ruszyła do wyjścia. Widziałem cień gniewu wymalowany na jej twarzy.
- A TY GDZIE???- Zawołał mistrz. Julia przystanęła odwróciła się na pięcie i rzuciła w mistrza gildii sztyletem. Nie zauważyłem nawet jak i skąd go wzięła. Sztylet wbił się w poręcz tuż obok głowy mistrza gildii.
- Na misję idę, nie mam zamiaru sprzątać tego bajzlu, bo to nie ja go zrobiłam- powiedziała i wyszła. Nawet nie spojrzała na mnie, za co byłem jej niezwykle wdzięczny.
- Ta dziewucha jest niemożliwa- powiedziała mistrz na tyle głośno, że wszyscy go słyszeli.
- Laxus, to córka Erzy. Nie spodziewaj się po niej łagodności- powiedziała białowłosa kobieta kładąc rękę na ramieniu mężczyzny i uśmiechając się do niego promiennie. Mistrz spojrzał na kobietę i obdarzył ją równie czułym uśmiechem.
- Hej Mira-san!- Zawołała Gin wesoła machając do białowłosej kobiety. Mira-san spojrzała na nią cały czas się uśmiechając- Mamy nowego członka Gildii- zawołała pokazując na mnie. Poczułem na sobie wzrok całej gildii.
- Witaj...
- Ej, może to ja powinienem zdecydować, czy ten młokos nadaję się do naszej gildii- spytał mistrz podchodząc do mnie. Poczułem nagle uścisk w żołądku i pot ściekający mi po plecach, gdy obdarzył mnie tym swoim ostrym spojrzeniem. Obrzucił mnie badawczym spojrzeniem, po czym ostro spytał- Jak się nazywasz, młokosie?
- Heart...- Znowu ta blokada- Usui Heart, miło mi pana poznać- powiedziałam ukłaniając się.
- Heart, huh?- Spytał nadal mnie obrzucając tym swoim spojrzeniem, pod którym czułem jak blisko mnie jest podłoga-, Jakiej magii używasz?
To było nie łatwe pytanie. Potrafiłem czarować, mój mistrz i pan zadbał o moją edukacje w tym kierunku, ale przez tą obrożę, moja magia została znacząco ograniczona.
- Uczyłem się magii Elementów Żywiołu- odpowiedziałem. Była to częściowa prawda, ale nie chciałem więcej zdradzać o sobie i swoim życiu.
- Magia Elementów, huh? No dobra...
- Witaj w Gildii- zawołała Mira-san pojawiając się nagle obok mężczyzny- Gdzie chcesz znaczek?
- Znaczek?- Spytałem nie za bardzo rozumiejąc, o co jej chodzi.
- Ej! A czy ja wyraziłem zgodę?
- Na prawym ramieniu?- Spytała białowłosa całkowicie ignorując mistrza. Przytaknąłem tylko- Jaki kolor?
- Czarny...
W tej chwili Mira-san podwinęła mój rękaw i odbiła czarny znak gildii Fairy Tail. Kiedy zobaczyłem ten znak poczułem, że gdzieś już widziałem ten znak? Ale nie mogłem sobie przypomnieć, gdzie.
- Ej!- Powtórzył mistrz. Ale było juz za późno stałem się członkiem Gildii.
- Trzeba ci znaleźć mieszkanie- powiedziała Mira- Bo nie mieszkasz w Magnoli, prawda?
- Nie przybyłem dzisiaj...
- Yui!- Zawołała Mira-san odwracając się do młodej blond włosej dziewczyny siedzącej przy barze. Dziewczyna od razu odwróciła się i spojrzała pytająco na Mirę- Macie jakieś pokoje wolne w tej waszej kamiennicy?
Yui przez chwilę zastanawiała się, po czym spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- No pewnie! Mamy jeden wolny pokój. Mam go tam zabrać?- Spytała Yui.
`````
W chwile później stałem pośrodku czystego zadbanego pokoju. Czując dziwną aurę unoszącą się wokół tego miejsca.
- Czynsz wynosi 70000 kryształów. Proszę dbaj o ten pokój. Właściciel jest chorobliwie czuły na punkcie tego pokoju. Zostawię was samych, abyście mogli się zaaklimatyzować. W razie jakiś pytań jestem w pokoju numer 3 na parterze. Powodzenia- powiedziała Yui wychodząc. Ja stałem nadal pośrodku pokoju i przyglądałem się mu z coraz większym przekonaniem, że ten pokój jest mi znany. Zwłaszcza unoszący się w nim zapach. Był mi znany, taki piękny jak czułe uściski… mamy. I wtedy to zobaczyłem… Jej uśmiech, kłótnie i przyjaciół, którzy byli tutaj częstymi gośćmi. Widziałem blondwłosego mężczyznę przytulającego mamę, różowowłosego mężczyznę z niebieskim kotem wchodzącego do pokoju przez okno. Kobietę podobną do Juli szperającą w komodzie i pół nagiego mężczyznę siedzącego w fotelu. I w tym wszystkim był jej uśmiech jej radość jej miłość. To były jej wspomnienia. Moje wspomnienia. To było niczym lawina uczuć myśli i niezrozumiałych słów przewijająca się przez ten pokój. To był pokój mamy…
Zemdlałem. 
``````````````````
Gomenasai!!! :( 
Wczoraj bawiłam się korektą obu rozdziałów i już miałam genialnie zapisać poprawki, ale mi prąd wyłączyli ;/ i wszystko poszło się... Dzisiaj będzie tylko jeden rozdział, ponieważ nie mam już sił po dzisiejszym dniu się znowu bawić w korektę. Ale drugi rozdział będzie w środę, bo jutro nie dam rady (wracam do domu po 20, więc wiecie jak człowiek jest wtedy zmęczony od rana...) WYBACZCIE MI TO, PROSZĘ :( ale ja i sprzęt elektryczny.... 
Miłej lektury 
Ushio :)

sobota, 20 września 2014

Rozdział trzeci: Witamy w Gildii!

Obudziłem się po kilku godzinach, czując okropny ból w miejscu, gdzie jeszcze nie dawno było wbite ostrze. Z początku nie umiałem sobie przypomnieć, co się stało i co ja robię w obcym mieszkaniu w obcym łóżku. Ale kiedy zobaczyłem lezącą obok mnie, Hane przypomniałem sobie, co się wydarzyło się. Poczułem ulgę, wiedząc, że jest ona bezpieczna. Ale nadal nie wiedziałem, co się stało i jak długo leżałem w tym łóżku. Nie było nikogo, komu można było zadać dręczące mnie pytania.
Dlatego, tez postanowiłem wstać z lóżka i poszukać tego dziwnego mężczyzny, gdy w tym momencie drzwi do pokoju się odtworzyły i zobaczyłem Lokiego trzymającego tace z miską wesoło parującej zupy. Uśmiechnął się na mój widok i szybko podszedł do mnie kładąc talerz na stoliku nocny tuż obok mnie.
- Cieszę się, że się obudziłeś- powiedział przysuwając krzesło do mojego łóżka.
- Gdzie my jesteśmy? Co się stało? Ja... Nie pamiętam jak tu dotarliśmy...- Zacząłem. Potok pytań cisnął się na moje usta i z trudem je zatrzymywałem.
- Jesteśmy u mojego starego znajomego- powiedział Loki uśmiechając się się- A co do tego, co wczoraj zaszło...
Nie słuchałem go już, ponieważ w tym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że czegoś mi brakuję w moim stroju. Nie było mojej obroży przeciwmagicznej, ale zamiast niej był jakiś dziwny łańcuch...
- Moja obroża! Gdzie ona jest? Kto?.. Kto ją rozpiął?..Jak- spytałem spanikowany. Pamiętałem dobrze, że obroża przeciwmagiczna, jest zakładana raz na całe, życie. Tylko Pan mógł odpiąć obroże nikt inny, ponieważ każda próba kończyła się uduszeniem użytkownika Magii. Tak, więc jak...?
- A to?- Zawołał uradowany Loki- Zdjęliśmy ci ją. Nie pasowała do twojego wyglądu, poza tym ludzie by mogli wziąć cię za jakąś dziwną rasę psa- powiedział zanosząc się śmiechem. Ale, gdy zauważył, że nie rozbawił mnie jego dowcip uspokoił się westchnął ciężko i ciągnął dalej- Ale musieliśmy ci dać ten łańcuch zamiast obroży. Sensei mówił, że masz zbyt dużą moc magiczną. I gdyby dopuścić do jej powrotu do twojego ciała, mógłbyś wybuchnąć. Dlatego masz ten naszyjnik. On będzie stopniowo wchłaniał otaczającą cie magie, aż w sposób naturalny uzupełnisz swoje zapasy- Nie mogłem w to uwierzyć. Będę mógł czarować!!!
Spojrzałem na swoje ręce i bardzo mocno skupiłem się na utworzeniu pioruna aż w końcu mała błyskawica pojawiła się na mojej dłoni. Ale ta sztuczka bardzo dużo kosztowała mnie energii. Byłem okropnie zmęczony.
- Nie rozumiem- zaczął ciężko oddychając- Kiedyś robiłem to bez problemu...
- Z tego, co sensei mówił, to w momencie, gdy zakładają takie obroże zabierają wam całą waszą magię. Przez to wasze zbiorniki są puste. To, co kiedyś potrafiłeś teraz będzie sprawiało cię więcej problemów. Ale nie martw się. Z czasem staniesz się silniejszy. Zobaczysz- powiedział Loki uśmiechając się smutno. Spojrzałem na niego. Utkwił swój wzrok w jakimś martwym punkcie. Zdawało mi się, że zagłębił się w bardzo głębokich wspomnieniach, gdzieś gdzie ja nie miałem prawa wstępu. Dlatego też nie próbowałem go stamtąd wyciągnąć. Skorzystałem z tej chwili, aby móc w spokoju przemyśleć, co robić dalej. Gdzie iść, jak żyć?
Nie byłem pewny, czy kiedykolwiek znajdę kogoś, kto znał moją mamę. Było zbyt wielu magów, zbyt wiele gildii. A jednak nikt nawet nie słyszałam o Lucy Heatfilli, zupełnie jakby ona nie istniała. Co powinienem teraz zrobić...
- A właśnie- zawołał Loki, spojrzałem na niego z zaciekawieniem- Jak się nazywasz?
- Usui Heart...- Co jest? Nie mogłem dokończyć swojego nazwiska. Czułem sie tak jakby ktoś zacisnął mi dłoń na gardle. Próbowałem jeszcze raz, ale skończyło się to tylko napadem kaszlu.
- Rozumiem...- Powiedział Loki zupełnie ignorując moje starania- Czemu tu jesteś? Wiem, że jesteś obcokrajowcem, więc co tu robisz?
Kiedy minął szok spowodowany tym dziwnym zjawiskiem. Nastąpił kolejny szok. Dokładnie, co ja tu robię? Co ja chciałem odzyskać?
- Ja... Sam już nie wiem...- Zacząłem próbując gorączkowo przypomnieć sobie choćby fragment tego, co było moim celem. Ale nie mogłem. To gdzieś przepadło w mojej pamięci- Szukałem kogoś... Ale...- Co się dzieje?
- Rozumiem. No nic, nie pozostanie mi nic innego do roboty jak wskazać ci odpowiednie miejsce, aby zacząć poszukiwania- powiedział Loki dziwnie się uśmiechając. Spojrzałem na niego zszokowany, co miał na myśli?
- Widzisz, każdy z nas czegoś szuka. Czasami nigdy, tego nie możemy znaleźć. Dlatego też lepiej jest znaleźć kogoś, kto pomoże ci w poszukiwaniu. Kiedy odpoczniesz zabiorę cię do mojej gildii magów. Tam na pewno znajdziesz przyjaciół, którzy pomogą ci znaleźć to, co zgubiłeś- powiedział wstając i planując wyjść z pokoju.
-, Jaka to gildia?- Spytałem szybko nim Loki wyszedł całkiem z pokoju. Mężczyzna zatrzymał się i lekko uśmiechnął:
- Fairy tail...
````
Loki spełnił swoją obietnice. Kiedy następnego dnia uznał, że wystarczająco wypocząłem, zabrał mnie do Magnoli do siedziby gildii Fairy Tail. Poczułem dziwne ciepło na sercu, gdy ujrzałem ten wielki marmurowy budynek ze złotym napisem nad wielkimi drzwiami. Napis głosił dumnie: Fairy Tail- Najlepsza Gildia w Fiore. Poczułem, że to właśnie tu znajdę odpowiedź na swoje pytania. Czułem, że moja pamięć o mamie się rozmywała, czułem się dziwnie z tym. Ale nie mogłem też o tym opowiedzieć Lokiemu, ponieważ za każdym razem, gdy próbowałem coś powiedzieć wielka gula wyrastała w moim gardle skutecznie powstrzymując mnie przed powiedzeniem czegokolwiek.
- No to ja się będę zbierał- powiedział Loki wyrywając mnie z moich wspomnień.
- Jak to?- Spytałem spoglądając na niego ze strachem. Nie za bardzo chciałem sam wchodzić do tego budynku, nie wiedząc nawet jak mam się tam zachować.
- Muszę iść na misję. Pewna piękna młoda dama potrzebuję mojej pomocy- powiedział Loki stając nagle cały w skowronkach. Nie mogłem tej zmiany osobowości pojąć- Ale nie martw się jeszcze się zobaczymy. A i Usui....- Urwał, bo w tym momencie obok nas przeszła bardzo młoda i bardzo piękna kobieta zalotnie uśmiechając się do Lokiego. Nie zauważyłem, kiedy on był obok niej zupełnie zapominając o mnie.
- Część piękna. Jestem Loki...- Słyszałem jego przymilny głos
- Hej Loki!- Krzyknąłem, ale mężczyzna zupełnie mnie zignorował szybko oddalając się ode mnie z jakąś kobietą- To śliski drań- zakląłem pod nosem. Spojrzałem niepewnie na budynek gildii. Jak ja mam tam wejść?
- Hej- usłyszałem za sobą miły dziewczęcy głos. Odwróciłem się i zobaczyłem za sobą niebieskowłosą dziewczynę o wielkich czarnych oczach, była niewiele młodsza ode mnie i ubrana w długą niebieską sukienkę- Chcesz dołączyć do gildii?- Spytała dopiero wtedy zobaczyłem szary znak gildii na jej ramieniu, który przykrywały rozpuszczone włosy.
- Taaa...- Powiedziałem przyglądając się jej odsłoniętemu ramieniu. Czułem dziwny błysk pamięci, ten znak był mi znajomy, ale skąd... Znowu utraciłem wspomnienia!
- Chodź zaprowadzę cię- powiedziała dziewczyna chwytając mnie za rękę i mocno pociągając w stronę drzwi. Czułem jak się pocę ze strachu a jednocześnie czułem, że właśnie oto w tym momencie jestem o krok od wielkiej przygody. I kiedy drzwi gildii się otworzyły, byłem pewny, że trafiłem do raju...

- Witaj w gildii Fairy Tail...
````
Ohayo!
Piątki mnie dobijają. Tak bardzo człowieka dobijają, że ciężko mi jest cokolwiek napisać, czy też poprawić. Dlatego rozdział pojawił się dzisiaj. Mam nadzieje, że jak już uporam się ze wszystkimi moimi sprawami będę mogła bardziej przyłożyć się do mojej pracy nad tym blogiem :)
Tymczasem życzę miłej lektury i zapraszam do komentowania :)
Pozdrawiam 
Ushio Hanabi 

niedziela, 14 września 2014

Rozdział drugi: Wejście Lwa

Od momentu mojej ucieczki minęło pół roku. Przez ten czas szukałem jakiejkolwiek wzmianki o mojej mamie, ale prócz grobów dziadków nie znalazłem niczego wartego uwagi. Nie przeczytałem już ani jednego z trzech listów. Prawdę powiedziawszy zapomniałem o nich.
Zbyt wielki ból sprawiała mi myśl, że moja mama tak bardzo cierpiała. A jednak ja, który urodziłem się niewolnikiem nie mogłem pojąć, dlaczego moja mam chciała dla mnie wolności. Owszem miała swoje plusy. Tak jak na przykład możliwość podróży gdziekolwiek sie chciało, jedzenie tego, co się chciało i robienie to, na co się miało ochotę. Ale prawdziwa wolność kończyła się w momencie, gdy sakiewka była pusta.
Gdy podróżowałem statkiem do Fiore, ukradłem kilka sakiewek podróżujących ze mną piratom. Dzięki nim miałem pól roku spokojnej podróży. Ale w momencie, gdy dotarłem do miasta Hargeon zauważyłem, że pieniądze się skończyły.
Oboje z Haną byliśmy głodni i zmarznięci. Była już późna jesień, noce były długie i zimne. Nie mieliśmy gdzie się zatrzymać. Żadna z gospód, do których zaglądaliśmy nie chciała nas wpuścić, bez pieniędzy, a na obietnice, że odpracuję nocleg od razu wyrzucano nas za drzwi.
- Usui-chan- wyszeptała Hana wychylając główkę z mojego kaptura i przytulając się do mojego prawego policzka- Cio teras? Simno mi- powiedziała trzęsąc się leciutko. Wiedziałem też, że była głodna. Ja również, nie pogardziłbym jakimś ciepłym posiłkiem. Ale nigdzie nie mogliśmy znaleźć miejsca gdzie by nas mogli ugościć.
- Nie bój się Hano- powiedziałem siląc się na optymistyczny nastrój- Jutro załatwię coś. Obiecuję ci, że jutro będziemy siedzieli w ciepłym pokoju i zajadali się smakołykami- powiedziałam. Nie wierzyłem w to, ale nie chciałem jej straszyć.
Po godzinie bezmyślnej tułaczki po mieście. Przycupnęliśmy w ciemnej uliczce. Było tam zimno, ale nie wiało. Uznałem, zatem, że można tam przenocować, nim nastanie dzień. Byłem już zmęczony. Hana już od dawna spała w moim kapturze delikatnie się w nim poruszając.
- I co teraz?- Spytałem sam siebie, kiedy usiadłem na zimnej podłodze i objąłem swoje kolana- Dokąd teraz iść?
Mama niewiele mówiła o Fiore. Zresztą mało, kiedy opowiadała mi o swoim życiu, gdy jeszcze była wolna. Pamiętałem jak bardzo cierpiała, gdy musiała sobie przypominać szczegóły z tego okresu. Zamiast tego opowiadała mi bajki. Lubiłem słuchać opowieści, które snuła w zimne wieczory, abym mógł spokojnie spać po ciężkim dniu.
Były to opowieści głównie o księżniczce i smoku, albo opowieści o smoczych zabójcach. Miała wiele opowieści w zanadrzu, czasami sądziłem, że część z tego, co mi opowiadała wydarzyło się na prawdę. Ale z czasem zrozumiałem, że była to tylko wyobraźnia mojej mamy. Nie mógł na tym świecie istnieć choćby jeden smoczy zabójca, którego wychowywał smok. Smoki przecież nie istnieją! A jednak uwielbiałem słuchać tych opowieści. Lubiłem jej bajki.
Szkoda, że już ich nie usłyszę...
- No, no. Cóż to mamy?- Usłyszałem obok siebie głos jakiegoś mężczyzny. Szybko stanąłem na nogi i spojrzałem w jego kierunku wystraszony. Przede mną stało pięciu mężczyzn o potężnej budowie i głupim wyraźnie twarzy.
- Cz...czego chcecie?- Spytałem przyglądając im się bacznie. Nie podobała mi się ta sytuacja. Mężczyźni otoczyli mnie i Hanę, gorączkowo szukałem jakiejś drogi ucieczki, jakiego wybawiciela.
- Wyskakuj z kryształów, młody- wyseplenił najniższy z całej bandy. Nie miał zębów na przedzie a jedno oko miał wyraźnie podbite.
- Nie...Nie mam, pieniędzy- powiedziałem blado uśmiechając się się- Przykro mi.
Banda wybuchła śmiechem. Czułem jak Hana niespokojnie kręci się w moim kapturze. Modliłem się się, aby nie wychyliła główki z kaptura. Nie wiedziałem jak by zareagowali na widok exceeda.
- Przeszukajcie go chłopaki- powiedział największy z całej bandy o ciele pokrytym tatuażami. Banda rzuciła się do mnie. Nie dałem im jednak podejść na tyle, blisko, aby mnie dotknąć. Zaczęła się bójka. Uderzałem z całych sił napastników. Byłem pewny, że uda mi się przedrzeć przez bandę i uciec. Biłem na oślep byle tylko wyjść z tej pułapki. Ale oni mieli więcej siły ode mnie, a ja nie mogłem używać czarów! Ale nie poddawałem się! W końcu jednak dwóch z nich złapało mnie za ramiona, a trzeci wymierzał bolesne ciosy w brzuch. Straciłem oddech i osunąłem się na chodnik. Czułem jak uderzali mnie buciorami, robiłem wszystko, aby ciosy nie padały na ukrytą w kapturze, Hanę, ale w końcu kotka wysunęła się z kaptura.
Jeden z bandy widząc malutkiego exceeda o czarnym futerku i wielkich niebieskich oczach, chwycił ją za futro i podniósł do światła. Widziałem jak Hana wykrzywiła pyszczek z bólu i strachu.
- NIE!!! ZOSTAWCIE JĄ!!!- Krzyknąłem głośno, aż jeden z oprychów zdzielił mnie mocno w twarz swoim buciorem, aż mi pociemniało przed oczami.
- Oooo, co to? Czyżby exceed?- Spytał mężczyzna pokryty tatuażami przysuwając do siebie exceeda, aby lepiej się przyjrzeć.
- Zośtaff blaćiśka- wysepleniła żałośnie Hana, widziałem, że do jej oczu napływały łzy.
Cała banda po raz kolejny wybuchła śmiechem. Skorzystałem z tej chwili i wstałem rzucając się na mężczyznę trzymającego Hane. Ale ktoś mnie od niego odciągnął. Kiedy spojrzałem na mężczyznę, zobaczyłem, że rozwaliłem mu wargę i pobiłem oko.
- Zabijcie to ścierwo!!!- Rozkazał bandyta. Widziałem, jak jeden z jego podwładnych wyciągnął scyzoryk. Nie mogłem się uwolnić. Czułem, że zaraz się wszystko skończy, ale... Była jeszcze Hana!!! Musiałem jej jakoś pomóc!
W tym momencie pojawiła się jeszcze jedna postać. Był to mężczyzna ubrany w garnitur. Miał pomarańczowe włosy i okulary na nosie. Spoglądał na każdego z piątki mężczyzn z niemałą pogardą. Wszyscy przyglądali się mu z nie mniejszym zdumieniem. Czego chciał ten mężczyzna?
- Wypuście, proszę chłopca i oddajcie mu exceeda- powiedział cicho przybysz- Inaczej ja się z wami rozprawie- znowu wybuchł gromki śmiech.
- Co ty...- Zaczął mężczyzna z tatuażami, ale nie zdążył, ponieważ w tym momencie mężczyzna w garniturze rzucił się na niego. Nie. To nie tak. Dłonie przybysza zaczęły błyszczeć, a na końcu ramion miał coś na podobieństwo świetlistych kul. Walka, jaką przyszło mi zobaczyć nie przypominała mi żadną z znanych mi walk. Mężczyzna walczył bez strachu, cały czas częstując moich napastników mocnymi ciosami w brzuch i w twarz. Walczył... Walczył jak lew. I czasami miałem wrażenie, że jest lwem.
Nie wiem jak długo trwała walka, ale w końcu każdy z napastników leżał na ziemi, pobity do nieprzytomności. A Hana siedziała na ziemi i cichutko płakała. Chwyciłem ją i przytuliłem, co nieco ją uspokoiło. Po czym spojrzałem na mężczyznę. Stał wyprostowany i uśmiechał się do mnie. Wydawało mi się, jakby cała ta walka nie zrobiła na nim najmniejszego wrażenia.
Po jakimś czasie odwrócił się do mnie plecami.
- Chodźmy stąd. Musimy opatrzyć twoje rany- powiedział i ruszył przed siebie. Ja nie wiedziałem, co mam robić. Czy można zaufać od tak nieznajomemu? Po czym przyjrzałem się leżącym obok mnie mężczyzną i uznałem, że gorzej już i tak nie będzie. Ruszyłem za nieznajomym.
Dogoniłem go dopiero po chwili. Szedł wyprostowany, ale ze zmarszczony czołem. Jakby się głęboko zastanawiał nad czymś.
- Ee... Przepraszam- zacząłem. Nie spojrzał nawet na mnie- Ale kim jesteś?

- Mów mi Loki, ale nie mam czasu na wyjaśnienia. Musimy, szybko znaleźć ci schronienie- powiedział Loki przyśpieszając kroku. Ledwo udało mi się dorównać mu. Bolały mnie wszystkie mięśnie i ledwo widziałem przez podbite oczy. Czułem coś lepkiego na swoi ciele oraz okropny ból w boku. Kiedy spojrzałem w dół zobaczyłem wielką czerwona plamę na mojej kurtce oraz, coś małego srebrnego wystającego z kurtki. Minęła dobra chwila nim zrozumiałem, że był to scyzoryk. Następnej chwili mój wzrok przesłoniła mgła. Straciłem przytomność... 
```````
Ohayo!
Dziękuję anymone13 za cierpliwość i wyrozumiałość. Dziękuję również za miły komentarz :) Mam nadzieje, że nie zawiedziesz się! 
Jeszcze raz przepraszam za opieszałość, ale cóż... weekendy czasami są ciężkie :) Troszkę krytycznie podchodzę do tego rozdziału, bo urwałam w połowie z braku czasu, ale liczę na to, że w następnym rozdziale dojdziemy do sedna sprawy :) Życzę ciepłego wieczoru i dobrego tygodnia :)
Ushio Hanabi :)  

Streszczenie

Minęło dziewiętnaście lat odkąd Lucy Heartfilia zaginęła. Rozpłynęła się w powietrzu. I choć cała gildia ją szukała, nie udało się jej odnaleźć. Tymczasem do gildii przychodzi młody czarodziej o blond włosach i smutnych brązowych oczach. Chłopak przedstawia się jako Usui Heart. I choć niewiele mówi o sobie, to jednak członkowie gildii Fairy Tail, czują, że go skądś znają...